Obok
malarstwa "typowo" średniowiecznego to jedna z moich ulubionych...
dyscyplin sztuki.
Kaligrafia
ma w sobie coś z malarstwa, jest taką jego namiastką.
Litery
właściwie m a l u j e się, a nie pisze – dlatego chyba osobne
słowo: kaligrafować.
Mozolnie, krok po kroku stawia się każdą literę. Parę linijek potrafi zabrać godzinę lub więcej.
No,
przynajmniej mi, niewprawnemu entuzjaście....
Po
trosze wzięło się to po tym filmie:
a
po trosze z własnego zamiłowania do pięknych ksiąg, iluminacji...
No
i tego „czegoś”, niezwykłego klimatu, który wiąże się z
kaligrafowaniem.
Od
czego zacząć ?
Najpierw
kwerenda po sieci – o kaligrafii nie ma zbyt wiele, ale można
zasięgnąć języka.
W
sprzedaży dostępne są dwie książki o kaligrafii: „Kaligrafia
łacińska”, oraz: „Kaligrafia. Przewodnik dla początkujących”.
Bardzo
dobra jest ta pierwsza książka, druga raczej stanowi uzupełnienie
do niej.
Z
książek dowiemy się jak posługiwać się stalówką, jak kreślić
litery, jakie przybory będą nam potrzebne itp.
Omawiają
min. uncjałę, karolinę, teksturę, italikę i pismo angielskie
(potoczne).
Ja
zacząłem od uncjały – jako tej najbardziej klasycznej
„średniowiecznej”, obezwładniającej swym majestatycznym
krojem... Co prawda do XVIII wieku używano piór ptasich, a nie stalówek.
Znaki
uncjały były stosowane od III do X wieku, kiedy to zaczęła do
użytku wchodzić tekstura, czyli gotyk..
Na
pierwszym zdjęciu jedna z moich pierwszych s t r o n napisanych
uncjałą.
Literki
całkiem krzywe.
No, ale to taka zabawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz